Nie pociesza dziś Jezus. Nie mówi: jakoś to będzie, nie martwcie się, Ja to załatwię. Jego słowa są ostre, wręcz wzbudzają niepokój, ale jednocześnie są pełne troski. „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie”. A gdybym wiedział kiedy, to co bym zrobił? Zatrzymałbym czas? Zmieniłbym życie? Stałbym się lepszym człowiekiem? Może tłumaczyłbym: przecież nie jestem taki zły...? Panie, jeszcze nie teraz, może jutro, pojutrze, daj mi jeszcze pół roku, może rok. Ja wszystko sobie teraz dokładnie poukładam.
To może osobiście, tak wprost: nie wyszedłbyś z domu, nie puściłbyś dziecka do szkoły? Nie poszedłbyś po zakupy? Nie pojechałbyś z synem czy córką na trening, na spacer, do lekarza? Nie wszedłbyś na przejście dla pieszych, nie wsiadłbyś do samochodu...? Życie idzie swoją drogą. Każda sprawa przemija. Wszystko ma swój koniec. I dobrzy, i źli ludzie umierają, wszystkim przytrafiają się nieszczęśliwe wypadki i okoliczności. Czy nie wiemy, że życie tutaj kiedyś się skończy? Wiemy, ale to ciągle jest takie odległe. Nie myślimy o tym. Odsuwamy to na dalszy plan. Nie chcemy o tym mówić. Czujemy się niezręcznie. Dziś to, co najważniejsze, przykrywa pośpiech, a wraz z nim – brak uwagi i świadomego przeżywania chwili. Upływ czasu jest nieubłagany. Nawet lustro staje się niekiedy nieprzyjacielem. „Czuwajcie więc” – te słowa wewnętrznie poruszają. Szczególnie na progu Adwentu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu




