W czasie walk o wyzwolenie Grudziądza w marcu 1945 r. spłonął kościół i plebania parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. W tym kościele 13 października 1935 r. zostałem ochrzczony. Moimi rodzicami chrzestnymi byli Maria Mirzejewska, koleżanka moich rodziców, oraz brat mojej mamy Józef Peak. Wszyscy już przed wielu laty odeszli do Pana.
Pamiętam ten okres szczególnie, ponieważ nasza wielodzietna rodzina była bardzo związana z Kościołem. Dlatego też zniszczenie tej świątyni było dla wszystkich mieszkańców przedmieścia Grudziądza-Tarpna, wielkim dramatem. Zaraz po wyzwoleniu zaczęła się odbudowa kościoła z dużym zaangażowaniem parafian. Czasowo nabożeństwa odbywały się w pomieszczeniach magazynu, w którym przedtem przechowywano zboże, przy ul. Ignacego Paderewskiego, tuż obok przepływającej rzeki Trynki. Proboszczem parafii był ks. Leon Kuchta, który słynął z wielkiej pobożności.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Uroczystość
Reklama
Jako chłopiec byłem ministrantem, a mój śp. ojciec Jan Zaremba śpiewał w chórze kościelnym przez długie lata. Ale jedno wydarzenie z tego powojennego okresu utkwiło w mojej pamięci najbardziej. Było to przygotowanie do I Komunii św. przez proboszcza ks. Leona Kuchtę. Nauki mieliśmy w tym samym pomieszczeniu, gdzie odbywały się nabożeństwa. Ówczesna dziecięca ciekawość poznawania Ewangelii i katechizmu była bardzo duża. Chłopięce i dziewczęce umysły chłonęły to wszystko z wielkim zainteresowaniem i powagą. Wreszcie w pierwszej dekadzie maja 1946 r. otrzymałem I Komunię św. z rąk proboszcza.
Wspólne świętowanie
Po uroczystej Mszy św. nasi rodzice zorganizowali na zapleczu kościoła, w ogrodzie jednego z sąsiadów, skromny poczęstunek. Na placu ogrodowym ustawiono stoły nakryte białymi prześcieradłami. Siedzieliśmy przy tych stołach na ławkach prowizorycznie wykonanych z nieheblowanych desek przykrytych kocami. Mamy upiekły drożdżówkę, co na tamten powojenny rok było dla nas wielkim przysmakiem. Na stole znalazła się również kawa zbożowa z mlekiem. Bez cukru. Przed jedzeniem powstaliśmy i odmówiliśmy wspólną modlitwę dziękczynną. Ks. Leon Kuchta powiedział kilka zdań i podziękował mamom za przygotowanie posiłku. Piękny to był dzień. Słoneczny, ciepły. Nasze serduszka tryskały radością. Niektóre dzieci otrzymały polne kwiatki, które rosły na łące tuż za rzeką. Nie było żadnych prezentów komunijnych, bo wojna zniszczyła wszystko, co było w pobliskim sklepie. Nie było zegarków, aparatów fotograficznych, wypasionych komórek, tabletów i innych przedmiotów, które w dzisiejszych czasach są dostępne i rozpraszają uwagę uroczystości pierwszokomunijnych.
Na szczęście
Czuliśmy, że Pan Jezus wstąpił do naszych serc i po otrzymaniu obrazków od ks. Kuchty wróciliśmy do domów, gdzie nie było wielu gości z wyjątkiem rodziców, babci, rodziców chrzestnych i rodzeństwa. Stół gościnny był bardzo ubogi. Od matki chrzestnej otrzymałem w prezencie mały słoik grzybków w occie, a od wujka, ojca chrzestnego, kilka drobnych pieniążków, które – jak powiedział – „na pewno przyniosą ci szczęście w życiu”.