Reklama

Niedziela Wrocławska

Afryka z zachodu na wschód

Kto daje, otrzymuje jeszcze więcej – ta reguła sprawdza się na misjach

Agnieszka Bugała

Kto daje, otrzymuje jeszcze więcej – ta reguła sprawdza się na misjach

Kinga Kempińska – wrocławianka, studentka Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, związana z Młodzieżą Franciszkańską i Stowarzyszeniem MISEVI, które jest częścią międzynarodowego Stowarzyszenia Misjonarzy Świeckich św. Wincentego a Paulo. Jak się przekonałam, to tylko część z licznych zaangażowań Kingi, która nam opowiedziała o misjach w Beninie i na Madagaskarze

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przez Taizé i Santiago

To właśnie we wspólnocie Taizé Kinga doświadczyła piękna międzynarodowego wolontariatu. Tam też pod wpływem poznanych ludzi zaczęła rodzić się w niej myśl o wyjeździe na misje. Po ukończeniu pierwszego stopnia studiów zrobiła rok przerwy i ruszyła samodzielnie na Camino de Santiago. – We Wrocławiu i Krakowie miałam przesyt wszechobecnego konsumpcjonizmu. Doceniam wszelkie dobra, ale jesteśmy obywatelami świata, a zamykamy się w świecie komfortu. To myślenie we mnie dojrzewało, miałam w sobie pragnienie zrozumienia świata – tłumaczy swoją decyzję. Camino, droga św. Jakuba, była swoistym treningiem, jak również przygotowaniem najbliższych do kolejnego pomysłu niestrudzonej podróżniczki, czyli misji w Afryce. – Afryka zawsze mnie pociągała. Jak usłyszałam o wolontariacie stricte edukacyjnym, że mamy być w pewnym stopniu wychowawcami, pomagać w tworzeniu biblioteki, to była dla mnie idealna sprawa, tak chciałam pracować – opowiada o swoich misyjnych motywacjach.

Benin – mały kraj między Togo a Nigerią

O Beninie nie ma za wiele informacji. Kinga przed wyjazdem szlifowała francuski, ale do afrykańskiego akcentu musiała się przyzwyczaić. Do zadań świeckich misjonarzy należało to, na co pracującym tam księżom brakowało już czasu. Może dlatego Kinga na określenie swojej pracy woli używać słowa „wolontariat” niż „misja”: – W Beninie zaskoczyło mnie dobrze przygotowane zaplecze edukacyjne, biblioteka, która miała już wypracowany swój system. Była ona otwarta dla wszystkich: chrześcijan, muzułmanów, osób wierzących w tamtejsze religie tradycyjne – wszyscy mogli korzystać z jej zasobów. Dostałyśmy wolną rękę co do zajęć dodatkowych dla ludności. Chciałyśmy z tego stworzyć miejsce społeczne, choć to była bardzo mała wioska. Biro, bo tak się ta miejscowość nazywała, poza biblioteką mogło pochwalić się jeszcze marché – targiem czynnym w poniedziałki. Położone w północnym Beninie zaliczało się do uboższej części kraju z klimatem subsaharyjskim i skąpą roślinnością. Droga, chatki, misja, meczet – tak w skrócie opisuje je Kinga, ale mieszkańcy okazują się ambitni: – Z inicjatywy tamtejszej rady parafialnej, która zwróciła się w tej sprawie do księży, powstał internat dla daleko mieszkających chłopców. I my byłyśmy w nim wychowawczyniami. Mieli dostęp do światła (co jest tam nieocenione, bo ciemno robi się o godz. 18) tablice, ławki. Chłopcy bardzo szanowali naszą pracę i byli wdzięczni, że przyjechałyśmy. A my starałyśmy się im pomóc. Benin to prawdziwy teren misyjny, w jego północnej części chrześcijaństwo pojawiło się dopiero 60 lat temu i ciągle miesza się z lokalnymi wierzeniami. A że kraj ten jest również kolebką voodoo, które opiera się na wierzeniach w duchy przodków, zaklęcia, amulety, rzucanie uroków itp., dochodzi do wielu paradoksów: – Jak księża jadą na pogrzeb – mówi Kinga, – to po katolickim jest „tradycyjny” według miejscowych wierzeń. Ludzie z plemienia Bariba mają nacięte policzki. Cięcia robi się zaraz po urodzeniu, określają przynależność plemienną. Szkodliwa jest też pseudolecznicza działalność szamanów, którzy często odpowiadają za wzajemne otrucia. – Ale chrześcijanie z Beninu to również ludzie angażujący się w swoją wiarę: – Gdy została zorganizowana nocna adoracja, to przyjechały rodziny z całej okolicy i rzeczywiście czuwały całą noc. To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania – opowiada nasza przewodniczka po Beninie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Zaskakujący Madagaskar

W Beninie Kinga miała być osiem miesięcy. Po dwóch stowarzyszenie uznało, że misjonarki będą bardziej potrzebne na Madagaskarze. – To było zaskoczenie, okazało się, że nie wszystko mogę zaplanować. Obawiałam się tej misji. Na Madagaskarze jest większy nacisk na pracę wśród ubogich, tam pomoc jest potrzebna we wszystkich sferach – wspomina Kinga.

Kinga wraz z czwórką innych wolontariuszy z Polski zamieszkała na samym południu wyspy, w otoczonym oceanem mieście Fort-Dauphin (malg. Tolanaro), blisko lasu i gór, w klimacie całkowicie odmiennym od tego, którego doświadczyła w Beninie. Wilgotność dochodziła do 90 proc., zdarzało się, że ubrania nie chciały schnąć. Na obrzeżach tej aglomeracji tworzyły się slumsy, a że na Madagaskarze edukacja jest płatna, dzieci ze slumsów pozbawione są dostępu do wiedzy i bawią się na ulicach. Do zadań świeckich misjonarzy należało zorganizowanie zajęć i animacji dla ubogich chłopców i dziewcząt. I nauka higieny. – Zdobywałam doświadczenie medyczne, opatrując rany. Pchły piaskowe (parasy) wgryzały się dzieciom w stopy, tworząc pęcherze. A maluchy zaraz biegały dalej na bosaka. Dotykały ran, żeby sprawdzić, co się stało. I wdawały się zakażenia. My mamy od dziecka wpajane, że istnieją zarazki, trzeba myć ręce...

Reklama

Przy szkole prowadzonej przez księży stały budynki stołówki, w których były wydawane posiłki dla głodnych dzieci. Gdy przychodziły, wolontariusze starali się wciągnąć je w plan zajęć. Podopiecznych było około dwustu, podzielonych na grupy wiekowe, od najmłodszych po nastolatki, które często same zostawały wolontariuszami i pomagały w prowadzeniu animacji. Tacy malgascy pomocnicy byli nieocenionym źródłem informacji o dzieciach, ich rodzinach, sytuacji życiowej, problemach. – Na Madagaskarze panuje poligamia, ciężko się zorientować w więzach rodzinnych, dzieci są postrzegane jako osoby gorszej kategorii, są zaniedbane. Jak sobie poradzą, to przetrwają. Tym bardziej nie ma dbania o dziecko od poczęcia – opowiada Kinga. Dlatego duży nacisk położony był na formację malgaskich wolontariuszy, których świeccy misjonarze uczyli o prawach człowieka, kobiet, dzieci.

Życie pomimo

Dopiero po powrocie do Polski Kinga dowiedziała się, że w Beninie przeszła dengę, chorobę tropikalną przenoszoną przez komary. – Do owadów można się przyzwyczaić. Na Madagaskarze węże i wielkie pająki wchodziły do domów. Obok nas mieszkały również śmiertelnie jadowite stonogi, o czym uprzedzili nas miejscowi. Do obecności takich sąsiadów trzeba się zdystansować. Kinga nie waha się przyznać do chwil zniechęcenia. Ale wtedy szuka się motywacji. – W Beninie motywacją było to, że mamy być wzorem dla wychowanków. Idziemy ich obudzić na Mszę i razem w niej uczestniczymy. Oni bardzo doceniali naszą pracę. Na Madagaskarze temperament ludności jest trudny. Trzeba im udowadniać, że nie chcemy im nic narzucać. To były dwa zupełnie różne światy. Na Madagaskarze mają przesyt organizacji pozarządowych. Ludzie przyjeżdżają na 2-3 tygodnie, by pomóc, i znikają. To wprowadza zamieszanie, a jednocześnie rozleniwia ludność. My pracowaliśmy z młodzieżą, która, również z racji wieku, buntowała się, że nie chce kolejnej kolonizacji, że ma swoje tradycje, nie potrzebuje niczego od nas. To nas bolało, ale uczyło również cierpliwości i wytrwałości. I tego, że na efekty pracy trzeba często zaczekać.

A radości? Radością są ludzie, którzy żyją chwilą, spontanicznie, pomimo problemów i niedogodności. Nie mają dostępu do bieżącej wody, nie przeszkadza im też mycie się w zimnej. – Ludzie są bardzo rozśpiewani, chodzą i śpiewają, również pieśni religijne. Tam, gdzie byłam, nie ma podziałów ze względu na wyznanie. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest muzułmaninem, czy chrześcijaninem, czy wierzy w religie tradycyjne. Czy misje uzależniają? – Owszem – przyznaje na koniec rozmowy Kinga. – Ale nie chodzi o misję „Afryka”, ale o misję, którą ma każdy z nas, a którą jest drugi człowiek.

Podziel się:

Oceń:

2018-07-10 14:48

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Pokłosie HIV. Osierocone dzieci potrzebują pomocy

Romana Caputa prezentuje zdjęcia z misji swojego brata.

Monika Jaworska

Romana Caputa prezentuje zdjęcia z misji swojego brata.

Na misjach w Shirati najwięcej pomocy potrzebują ubogie osierocone dzieci.

Więcej ...

Szwajcarski kardynał ostrzega przed klerykalizacją świeckich

2024-05-24 17:45

Karol Porwich/Niedziela

Szwajcarski kardynał Emil Paul Tscherrig, były nuncjusz apostolski we Włoszech i San Marino, ostrzega przed klerykalizacją świeckich - zastępowaniem księży rodzajem świeckiego kapłaństwa. To często prowadzi do napięć, gdyż księża i świeccy mają różne zadania.

Więcej ...

Matko, co Jasnej bronisz Częstochowy, módl się za nami...

2024-05-24 20:50

Karol Porwich/Niedziela

Oto stajemy w Kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze. Pochodzenie obrazu i data jego powstania nie są znane. Jak mówi legenda ikona ta jest jedną z siedemdziesięciu namalowanych przez świętego Łukasza Ewangelistę na fragmentach stołu, przy którym posiłki spożywała Święta Rodzina.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Zmiany kapłanów 2024 r.

Kościół

Zmiany kapłanów 2024 r.

Zmarł biskup senior Janusz Zimniak

Kościół

Zmarł biskup senior Janusz Zimniak

Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych

Wiara

Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych

Jezu, pomóż mi nieść mój krzyż

Wiara

Jezu, pomóż mi nieść mój krzyż

Franciszek wyjaśnia: zezwoliłem na błogosławieństwo...

Kościół

Franciszek wyjaśnia: zezwoliłem na błogosławieństwo...

Zgorszenie w Warszawie. Tęczowe

Kościół

Zgorszenie w Warszawie. Tęczowe "nabożeństwo" z...

Niesamowita święta Rita

Kościół

Niesamowita święta Rita

Święto Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana

Polska

Święto Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania