Reklama

Wywiady

Spłacam dług pokolenia

ARCHIWUM KRZYSZTOFA JAKUBCA

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Skopińska: – Konkurs, który zawojował Polskę. Historia opowiadana przez młodych. Spotkanie z tymi, którzy są dla nas skarbnicą wiedzy o przeszłości. Czym jest łódzki „Arsenał Pamięci”?

Krzysztof Jakubiec: – „Arsenał Pamięci” nawiązuje w swej nazwie do Akcji pod Arsenałem, w której przyjaciele odbili z rąk Niemców Janka Bytnara „Rudego”. Arsenał pamięci to miejsce, idea, w której gromadzimy i upamiętniamy wspomnienia. Wspomnienia bliskich, przyjaciół. Utrwalamy przeżycia nigdzie niepublikowane, tkwiące tylko w pamięci osób jeszcze żyjących. Takie, które jak maleńkie strumyczki górskich potoków łączą się w coraz większe cieki, aż wreszcie tworzą wielką rzekę polskiego losu. Te maleńkie, czasem parostronicowe zaledwie prace, to unikalne przyczynki historyczne. To utrwalenie tego, co odeszłoby wraz z bohaterami wspomnień, odeszłoby wraz z ludźmi, którzy pamiętają rolę drobiazgów, kiedyś rekwizytów na scenie historii, a teraz świadków pewnych wydarzeń, przeżyć.

– Prace dotykają najczęściej przeżyć wojennych...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Cezura czasu mojego konkursu to tak daleko, jak daleko sięga ludzka pamięć. Oczywiście, większość prac konkursowych jest poświęcona wspomnieniom, przeżyciom kogoś bliskiego, znajomego z czasów wojny. Są prace opowiadające bezpośrednio o działaniach wojennych, o akcjach, bitwach, ale są i prace poświęcone sybirakom, ludziom skazanym na tułaczkę na nieludzkiej ziemi, którzy jakimś cudem przeżyli i powrócili do Polski. Są wspomnienia więźniów obozów jenieckich, koncentracyjnych, wspomnienia żołnierzy wszystkich istniejących polskich oddziałów, wszystkich armii, w jakich Polacy byli. I to jest ten skarbiec, który, mam nadzieję, kiedyś zostanie otwarty, przeanalizowany i udostępniony. To przecież ogromna liczba – dziś już ok. 3 tys. – bardzo cennych prac. Jest nadzieja, że uda się przynajmniej część z nich opublikować w wersji książkowej. Byłby to wspaniały ukłon zarówno w stronę bohaterów prac, jak i wobec ich autorów.Młody człowiek, który uczestniczy w „Arsenale Pamięci”, wygrywa z samym sobą. Wygrywa z propozycjami świata – z telewizją, komputerem, randką, zabawą. Poświęca swój czas na wysłuchanie babci, dziadka, na spisanie, uporządkowanie wspomnień. I to także jeden z celów mojego arsenału – umocnienie, czasem odtworzenie, więzi międzypokoleniowych, które tak bardzo ostatnio osłabły.

– „Arsenałowe” prace to z pewnością wiele wzruszeń.

– Lekturze wielu prac towarzyszą łzy wzruszenia, trzeba pracę odkładać po to, by się trochę uspokoić i dopiero do niej wrócić. Są to np. przeżycia sybiraków powracających do kraju. Dobrze pamiętam wspomnienia pana, który zesłany do Magadanu przez długie lata po wojnie starał się o powrót do Polski. Szczególnie wzruszające były sceny, gdy już wylądował na lotnisku w Warszawie, z daleka dostrzegł swoją żonę, której nie widział kilkanaście lat, a tu jeszcze żmudna odprawa, kontrola bagażu. On ją z daleka widział, a nie mógł się już z nią przywitać, a przecież tak długo na to czekał. Spłakałem się, gdy czytałem ten opis. Na pewno dziewczyna, słuchając tych wspomnień, także głęboko je przeżyła. Jest bardzo wiele prac wstrząsających. Opisujących przeżycia, tragedie ludzkie. A tego wszystkiego wysłuchały dzieci – dla nich to też musiało być trudne – wysłuchanie, a następnie opisanie tych historii. A jednak zdobyły się na to i jest to ich laur. Na podsumowaniu „Arsenału” spotykają się cztery pokolenia – sędziwych bohaterów prac: żołnierzy AK, Szarych Szeregów, drugiej konspiracji, dziadków, rodziców i dzieciaków. Budujące jest to, że chociaż nie robię wokół tego konkursu wielkiej reklamy, co roku przybywają nowe szkoły, nowa młodzież.

Reklama

– Skoro tak ogromne zainteresowanie konkursem, to jacy są ci dzisiejsi młodzi ludzie?

– Młodzież mamy wspaniałą, z nią tylko trzeba chcieć rozmawiać. Każdy nauczyciel, wychowawca powinien spełniać podstawowy warunek – nie mówić: zróbcie, tylko zróbmy, i nie idźcie, tylko chodźmy.

– Panu pomaga to, że był nauczycielem, drużynowym, wychowawcą?

– Bardzo. Z moimi wychowankami mam kontakt do dzisiaj, choć pierwsi mają już dorosłe dzieci. Zawsze przykładałem ogromną wagę do tego, by być ze swoimi wychowankami. Uważałem, że rozkaz jest najmniej potrzebną rzeczą, choć harcerstwo jest organizacją, w której rozkaz funkcjonuje. Młodzież jest dobra. Przykre jest tylko to, że dobro nie jest medialne. To, że spotkało się kilkuset młodych, wspaniałych ludzi, którzy zrobili coś dobrego, jakoś nikogo nie ekscytuje. Nie porusza wyobraźni, nie jest sensacją, a przecież zasługują te dzieci na to, by o nich pisać. Nie tylko o bohaterach ich prac, ale o nich. Jak to się stało, że przystąpili, że poświęcili czas na napisanie prac i co im to dało.

– Czemu się Pan tym zajmuje?

– Ja to nazywam próbą spłaty długu pokoleń. Moi rodzice, dziadkowie, byli zaangażowani w konspirację. Dziadek ze strony mamy był żołnierzem II Brygady Legionów, tata i jego dwaj bracia żołnierzami Powstania Warszawskiego, AK. Babcia ze strony taty na radioodbiorniku – który mój tata zmajstrował, będąc studentem tajnej politechniki (studiował razem z Jankiem Bytnarem, ale o tym dowiedziałem się wiele lat po śmierci taty, który o wojnie nic nie mówił) – nasłuchiwała wiadomości z Londynu. Potem łączniczki spisane na karteczkach przez babcię meldunki z nasłuchu roznosiły po barykadach powstania. Uważam, że moje pokolenie, ale i następne, mają do spłacenia poprzednikom ogromny dług. Jako uczeń nie znosiłem historii. Może nie miałem szczęścia do nauczycieli? Nie wierzyłem w to, co pisali w podręcznikach, dla mnie to była abstrakcja. Dopiero, gdy zacząłem poznawać ludzi – sybiraka, oświęcimiaka, więźniarkę Ravensbrück, kiedy poznałem pierwszych żołnierzy batalionu „Zośka”, zacząłem wsłuchiwać się w historię. Nie pisaną, tylko mówioną – opowiadaną przez nich. Kiedy dotknąłem tej historii, kiedy usłyszałem coś od autentycznego świadka, to tamte relacje podręcznikowe stały się dla mnie wiarygodne. Zacząłem poznawać historię mówioną, a potem zainteresowałem się także historią pisaną, ale to dzięki tym ludziom.

– I Pan tę historię przekazuje dalej....

– Młody człowiek zapamiętuje świetnie to, czego dotknie, czym się wzruszy, o co się przewróci, potknie. Pamięta to, co go serdecznie rozbawiło albo to, co go bardzo rozgniewało. Wtedy miejsca stają się bliskie, historia czytelna. To jest to, co skłania mnie do poszukiwania tej historii, ale takiej w zasięgu ręki, nie odległej, nie abstrakcyjnej, tylko tej, która działa się w najbliższym otoczeniu. Choćby każde spotkanie u Mamy Bytnarowej. Jeździliśmy do niej w ostatnich 10 latach życia gromadami, musiałem ograniczać liczbę dzieciaków, bo Matulka dysponowała maleńkim mieszkankiem. Chętnych na każdy wyjazd miałem mnóstwo. Coś do tego miejsca ciągnęło, coś, co kazało jechać i słuchać tej wspaniałej kobiety, która gawędziła nieprawdopodobnie, ze swadą, dowcipem.

– W Łodzi też mieliśmy takiego gawędziarza....

– Tak. To „Luxor”, nasz serdeczny przyjaciel. Każde spotkanie z nim też było dotknięciem historii. Młodzież przyjmowała go entuzjastycznie. Na Starym Cmentarzu udało mi się postawić mu na nagrobku, który ufundował jego przyjaciel ks. Stefan Wysocki, uczestnik „Małego Arsenału” w Łowiczu, brzozowy krzyż. Na całej kwaterze to jedyny brzozowy krzyż. Z daleka widoczny, przyciąga wzrok.

– Jak on sam, Wiktor Matulewicz...

– Jak on sam. Na Starym Cmentarzu mamy paru „zośkowców”. „Luxor” był jednak tą postacią wyjątkową, szczególną, ciepłą do końca. Miałem to szczęście, że zetknąłem się w życiu z wieloma cudownymi, wspaniałymi ludźmi, dzięki którym historia dla mnie stała się prawdziwa.

– Szczęście też mieli ci młodzi, którzy od Pana uczą się szacunku do przeszłości, poznają historię i mogą słuchać tych wspaniałych opowieści.

– I to właśnie uważam za spłatę długu pokolenia. Jestem to winien tamtym ludziom, którzy opowiadali mi swoje historie. I przez te spotkania, opowieści, zdjęcia, wspomnienia, oni nadal trwają i pamięć o nich jest zachowana. O Staszku Sieradzkim „Świście”, legendzie batalionu „Zośka”, który na ćwiczeniach za Baczyńskim nosił karabin, bo Krzyś nie był w stanie go udźwignąć. A Staszek potężny, barczysty. Nie sposób o tych ludziach nie mówić.

– I mówi Pan bardzo pięknie. Co my możemy od nich brać, co czerpać, czego się nauczyć?

– Możemy nauczyć się pokory, odpowiedzialności i radości życia. Kiedyś zapytałem jedną z więźniarek Ravensbrück – Janeczkę Węgierską-Paradowską, lekarkę: – Druhno Janeczko, jak wy to robicie, jak to jest możliwe, że po tym wszystkim, co przeżyłyście, jesteście tak radosne, pogodne, pełne życia i życzliwości do wszystkich? Ona wtedy odpowiedziała: – Wiesz, po tym, co przeżyłyśmy, każdy dzień jest dla nas tylko szczęściem. Nie ma rzeczy, które by nas teraz zasmuciły. Bo nie ma rzeczy tragiczniejszej niż to, co mamy za sobą.

Podziel się:

Oceń:

2014-07-15 12:30

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Ks. Ołdakowski SJ: wiara bez emocji będzie duchową sklerozą

Bożena Sztajner/Niedziela

- Wiara bez emocji będzie duchową sklerozą, światopoglądem. Natomiast wiara, która będzie tylko emocjonalna, będzie po prostu płytką egzaltacją, uzależnioną od emocjonalnych uniesień - mówi w rozmowie z KAI ks. Krzysztof Ołdakowski SJ. Jezuita wyjaśnia fenomen spotkań charyzmatycznych, podpowiada także, czego Kościół w Polsce może nauczyć się od charyzmatycznych kapłanów, takich jak o. John Bashobora.

Więcej ...

Anioł z Auschwitz

Stanisława Leszczyńska

Archiwum Archidiecezjalne w Łodzi

Stanisława Leszczyńska

Są postacie, które nigdy nie nazwałyby samych siebie bohaterami, a jednak o ich czynach z podziwem opowiadają kolejne pokolenia. Taka właśnie była Stanisława Leszczyńska – „Mateczka”, położna z Auschwitz.

Więcej ...

Kościół świdnicki ma czterech nowych diakonów

2024-05-11 15:00
Diakoni diecezji świdnickiej A.D. 2024. Od lewej: dk. Aksel Mizera, dk. Piotr Kaczmarek, dk. Jakub Dominas i dk. Marcin Dudek

ks. Mirosław Benedyk/Niedziela

Diakoni diecezji świdnickiej A.D. 2024. Od lewej: dk. Aksel Mizera, dk. Piotr Kaczmarek, dk. Jakub Dominas i dk. Marcin Dudek

W przeddzień uroczystości Wniebowstąpienia Pańskiego, w sobotę 11 maja, w katedrze świdnickiej odbyła się uroczysta liturgia, podczas której bp Adam Bałabuch udzielił święceń diakonatu czterem świdnickim alumnom.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Nowenna do Ducha Świętego

Wiara

Nowenna do Ducha Świętego

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...

Kościół

Rozpoczął się proces beatyfikacyjny Sługi Bożej Heleny...

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Wiara

Świadectwo Raymonda Nadera: naznaczony przez św. Szarbela

Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty chce się ze mną i z...

Wiara

Bóg Ojciec, Syn i Duch Święty chce się ze mną i z...

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

Wiadomości

Zmarł Jacek Zieliński, współtwórca zespołu Skaldowie

Litania nie tylko na maj

Wiara

Litania nie tylko na maj

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

Wiara

Nowenna do św. Andrzeja Boboli

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

Wiara

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

8 maja - wielkie pompejańskie święto

Kościół

8 maja - wielkie pompejańskie święto